sobota, 18 czerwca 2011

17.

naucz mnie kochać, bo cierpieć już umiem.


mam ostatnio natłok myśli :(  nie potrafię niczego sobie poukładać w logiczną całość, próbuje sobie wszystko ułożyć, ułożyć sobie życie i niby jest dobrze ale istnieje jakaś dziwna pustka, którą mam w środku,  czegoś mi brakuje ale za chuja nie mogę dotrzeć co to jest. hmm.... jak może brakować mi czegoś czego nigdy nie miałam?  nie potrafię zapomnieć. "przejdzie z czasem"? no kurwa, czy pół roku to za mało? czyżby? chodzi o to? nie wierze, że to pół  roku zleciało tak szybko. ciągle wydaje mi się, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. to głupie. przecież to skończyło się tak dawno. hm... w sumie to skończyło się szybciej niż się zaczęło. " Jak zaczynam się starać o osobę na której mi zależy to ją tracę kawałek po kawałku .On mnie olewa , omija . Traktuje jak powietrze " . I zawsze tak jest .Wiem, że nawet nie przypuszczasz, ze dalej o tym wszystkim myślę, że nie raz żałuje, że się stało tak, a nie inaczej. ale ja nieustannie myślę. analizuje wszystkie słowa, wszytskie gesty. i nie chce tego wszystkiego zapomnieć. zresztą, nawet jakbym bardzo chciała i tak bym sobie nie poradziła. dałeś mi coś, czego nie dał mi nikt inny, chociaż w sumie patrząc na to z boku nie dałeś nic. to wszystko działo się wewnątrz, nie na zewnątrz. pamiętam dokładnie jak się wtedy czułam. szczęście centralnie rozpierdalało mnie od środka, miałam nadzieję na wielką miłość. nic więcej się wtedy dla mnie nie liczyło. nic.  Nie potrafię sobie odpowiedzieć na kilka zasadniczych pytań, ani ja, ani inni ludzie, ale oni są nieświadomi. No i dobrze. ja sama nie wiem o co mi chodzi, a skąd mają wiedzieć o tym inni. Pytają "co jest?", "co się stało?", ale nie umiem o tym mówić, nie chcę o tym mówić, bo po co? żeby ludzie podali dalej, tworzyli plotki? odpowiadam "nic" bo tylko na tyle mnie stać. nawet gdyby ktoś mnie zrozumiał to co by miał mi powiedzieć? że jestem pojebana? już to słyszałam. A może tu wcale nie potrzeba słów? może potrzebuję, żeby ktoś mnie po prostu przytulił, ot tak? ale nie byle ktoś. ktoś, kto jest dla mnie ważny, żebym miała świadomość, że komuś jestem tu potrzebna, że komuś na mnie zależy, nie że żyje tu bo muszę, bo przecież nie mam po co (coraz częściej dochodzę to tego wniosku).  A może Bóg tak chce? No bo w sumie co to za życie bez problemów? (22.22-kocha mnie ktoś niby?)  Po co nam żyć w ogóle? Po co nam jakiś majątek, domy z basenem, samochody czy inne chuje muje? Skoro i tak kiedyś umrzemy, kiedyś w końcu wszystko stracimy? Nie zostanie po nas nic. Może jakieś zdjęcia, wspomnienia.....
Nie wiem co czuję do niego, czuję, że tracę przyjaciół, że przyjaciółka szydzi ze mnie na każdym kroku, to niby nic ale to mnie w chuj boli.
Przepraszam, po prostu chciałam o tym napisać. mimo tego, że nikt tego nie przeczyta.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz